Niedorozwój psychoseksualny
Niestety, wielu mężczyzn w sile wieku jest niedorozwiniętych psychoseksualnie. Mówi się nawet o syndromie czterdziestolatka. Mężczyzna taki w sferze seksualnej jest na poziomie bawiącego się chłopca (playboy). Niektórzy nawet z dumą określają siebie jako playboya właśnie. Żałosne to, ale prawdziwe. Tu, co ze smutkiem muszę odnotować, zdarzają się mężom zdrady, które niestety w niektórych środowiskach są na porządku dziennym, ba – nawet są przedmiotem dumy. W tych środowiskach wielu mężczyzn, którzy żon jednak nie zdradzają, swoim kolegom opowiadają niestworzone rzeczy o swych domniemanych sukcesach seksualnych z coraz to nowymi kobietami. Taka panuje moda, taki styl, chciałoby się po młodzieżowemu powiedzieć: „szpan". Drugim elementem towarzyszącym temu stylowi jest zazwyczaj alkohol. I znów, zarówno pijaństwo prawdziwe, jak i przechwałki, często urojone, ile kto wypił i ile kto potrafi wypić. Nie zapomnę, jak kiedyś w szatni po siatkówce w męskim gronie pracowników naukowych wyższej uczelni (!) rozmowy zeszły na ten właśnie poziom. Przerwał je profesor, już dziś nieżyjący, stwierdzeniem: „Panowie, wy to jak dzieci, tylko dziwki i wóda, jak dzieci". (Pozwoliłem sobie zacytować nie do końca dosłownie, bo w miejscu „dziwki" było słowo na „k"). To obnażające poziom rozmów stwierdzenie przyniosło natychmiastowy efekt. Głośno dotychczas perorujący rozmówcy zawstydzeni umilkli…
Istnieje zagrożenie, niestety kilkakrotnie się z tym spotkałem, ze teść będący takim właśnie bawiącym się chłopcem potraktuje synową jako obiekt zainteresowania seksualnego. Należy wówczas wiać jak najdalej od teścia, by nie stwarzać sytuacji absolutnie nie do zaakceptowania.
I choć niektórzy, żądni sensacji, chcieliby, by takie sytuacje były częste, to tak naprawdę występują one w życiu niezwykle rzadko i muszą być z całą mocą piętnowane i jasno określane jako patologiczne. Dla normalnie rozwiniętego mężczyzny synowa powinna być jakby kolejnym dzieckiem, bez względu na to, jak jest atrakcyjną kobietą. Na marginesie można wspomnieć, że również takie „męskie" zachowania przejmują czasem teściowe, uwodząc (a przynajmniej próbując uwieść) swych zięciów. Dzieje się tak wówczas, gdy na fali panujących mód kobieta zerwała ze swą macierzyńską naturą i sferę płcio- wości traktuje rozrywkowo. Jest to wynaturzenie jeszcze dra- styczniejsze niż w przypadku mężczyzn, bowiem więcej naturalnych zahamowań i ostrzeżeń musiała kobieta w sobie przełamać, by do tego żałosnego stanu dojść. Dla takich kobiet seks jest wyłącznie zabawą potwierdzającą jej kobiecą atrakcyjność, wartość. Takie kobiety bez wahania potrafią zabić swe poczęte dziecko i gotowe jeszcze głosić, że robią to w imię miłości. Takie kobiety domagają się legalizacji prawa do mordowania na żądanie nie winnych przecież niczemu poczętych dzieci. Takie kobiety są po prostu biedne. Są gotowe, niestety wraz z mężczyznami, którzy przecież powinni je przed tym uchronić, jako bardziej racjonalni, bożkowi o imieniu seks składać na ołtarzu żywe ofiary z własnych dzieci. Nasuwa się nieodparcie skojarzenie ze starotestamentowym Molochem, któremu właśnie składano ofiary z żywych dzieci. Zostało to określone jako najobrzydliwsza zbrodnia w oczach Pana. Współczesne neopogaństwo jest może tylko bardziej wyrafinowane i obudowane usprawiedliwiającymi ideologiami, lecz swą okrutnością, bezdusznością i głupotą w gruncie rzeczy nie różni się od pogaństwa dawnych, prymitywnych ludów.
Tak więc niedorozwój psychoseksualny prowadzi do postaw destrukcyjnych, niszczących samego człowieka, jego bliskich, obraz jego miłości i więzi z innymi. Początkiem i w pewnym sensie praprzyczyną tego dramatu jest przyjęcie idei „wyzwolenia seksu", polegającej na oderwaniu jedności dwojga i płynącej z niej przyjemności od prokreacji. Wyrwanie przyjemności seksualnej z właściwego kontekstu, czyli trwałego małżeństwa, gotowego przyjąć i wychować poczęte dziecko, nawet gdy pocznie się w momencie dla nich niespodziewanym, jest dramatem wielu ludzi, społeczności, a nawet całych narodów. „Wyzwolona przyjemność seksualna" jest bodaj największą plagą współczesności, pochłaniającą w świecie corocznie dziesiątki milionów istnień ludzkich, przyczyniającą się bezpośrednio do fali rozwodów o rozmiarach uprawniających do nazwania jej światową epidemią niszczącą rodzinę, degradującą i dehumanizującą wymiar człowieczej miłości i wreszcie przyczyniającą się do żałosnego skarlenia ludzi stworzonych przecież, a tym samym zdolnych do czynienia rzeczy pięknych, wielkich i świętych.