Radość budowania ?własnego”
Skąd młodzi, nie wdrożeni od dzieciństwa do podejmowania trudów i obowiązków, mają nagle, od dnia ślubu podjąć takie działania? Czy postulat taki nie jest alogiczny? Czy nie jest to jeszcze jedno nierealne, pobożne życzenie graniczące z utopijną mrzonką?
Otóż nie. Potwierdza to życie licznymi przykładami. Jest bowiem motyw tak atrakcyjny, tak pociągający, tak upragniony, że może pomóc w odmianie życia nawet zatwardziałemu leniowi, rozpieszczonemu egoiście. Jest to atrakcja i radość budowania jakościowo nowego, wspólnego, zupełnie odrębnego życia. Jak odkrywca wchodzi na niezbadany ląd z drżeniem wynikającym jednocześnie z obawy przed nieznanym i z ciekawością, radością poznawania i zdobywania, tak młodzi ludzie mogą wchodzić w małżeństwo. Wchodzą z drżeniem emocji przed nieznanym, ale też wielką gotowością sprostania wyzwaniu życiowemu. Każda wspólnie zrobiona lub nawet tylko zakupiona rzecz – ich rzecz – może być powodem ogromnej radości. Każda wspólnie przezwyciężana trudność może być wielką radością, radością uskrzydlającą i dodającą sił do dalszych zmagań. Ta właśnie radość budowania wspólnoty, w której można się naprawdę rozsmakować, daje nadzieję na rozwój, na wzrost osób młodych małżonków, a także ich więzi.
Nawet jeśli weszli w małżeństwo niedostatecznie przygotowani i niedojrzali, zasmakowawszy w „my", mogą szybko odrobić zaległości życiowe, przełamywać egoizm – a więc dojrzewać. Mogą nawet w realnie krótkim czasie prześcignąć w budowani więzi pary, które teoretycznie startowały z lepszej pozycji, lecz nie skorzystały z siły nośnej płynącej z radości budowania własnej, wspólnej odrębności. Niestety, jest wiele osób, które wchodząc w małżeństwo, nie potrafią, a nawet nie próbują zerwać z własnym egoizmem. Marnują oni tę cudowną szansę rozwoju, jaką stwarza nowa droga życia. Stają się oni z czasem bardzo trudnymi klientami poradni małżeńskich, do których przychodzą, by dochodzić swoich praw, by udowadniać drugiemu jego winę i upewniać się o nienaganności własnego postępowania. Odbywa się swoista przepychanka: ja tyle, to ty też powinieneś tyle, to moje, to twoje… Istny bezduszny targ o własne prawa, bez odrobiny miłości wyrażającej się troską o drugiego. Biedne są takie małżeństwa i naprawdę trudno im pomóc. Przeszkoda na drodze do ich szczęścia tkwi w nich samych, w ich – chciałoby się rzec – zatwardziałym, a może nawet programowym egoizmie. Ci nie wykorzystali swej szansy. Szkoda. Powtórzmy jednak z naciskiem, że wejście w małżeństwo stwarza niepowtarzalną szansę na autentyczną przemianę osób i ich podejścia do życia dzięki niezwykle silnej, nowej motywacji o imieniu „my". Zauważmy, że przejście z ,ja" do „my" jest ważnym krokiem przejścia z postawy egoizmu do miłości. Co prawda to „my" może mieć jeszcze znamiona egoizmu we dwoje, lecz nastąpiło już oderwanie od ,ja". Jeżeli „my" stanie się ważniejsze od ,ja", to jest nadzieja, że następnym krokiem będzie „ty" ważniejsze od ,ja". A to już jest postawa prawdziwej miłości. Z niej wypływa autentyczna służba rodzinie, a nawet poświęcenie się rodzinie – postawy tak potrzebne, tak zapomniane, ba – wręcz niemodne, a nawet oficjalnie negowane i ośmieszane.